Po co jechać na zlot?

Historia Tomasza

Jestem alkoholikiem, mam na imię Tomasz. Czasami jestem pytany przez przyjaciół i przyjaciółki: „Po co mam jechać na zlot? Nie wiem, po co Ty masz jechać na zlot, dlaczego ja pojadę?

Rok 2013 zaczął sie fantastycznie. Od siedmiu lat nie piłem, byłem szczęśliwie żonaty, a moja sytuacja  zawodowa i materialna była stabilna. Mieszkałem  w miejscu, które uważałem i uważam za swoje miejsce na ziemi. Sielanka, której wydawało się, że nic nie zburzy.  Wydawało się…

Na początku lutego moja żona trafia do szpitala na drobny, rutynowy niemal zabieg, który w czasie jego trwania przeradza się w poważną operacje usunięcia guzów nowotworowych. To już są przerzuty, czwarte stadium. Nie muszę pisać, że świat zwalił się na nam na głowę. Strach i niepewność jutra, beznadzieja, rozpacz. Kilka tygodni później, kiedy wróciłem do domu z pracy zastałem żonę, zapłakaną… na dywanie…  nad dokumentami . Robiła porządki, żegnała się – ze wszystkim. Zrozumiałem wtedy, że ona się poddała, że nie ma bodźca do walki o siebie, o życie. Bardzo chciałem to zmienić. Postanowiłem być z nią w każdej możliwej chwili i próbować obudzić w niej życie – choć nie miałem bladego pojęcia jak to zrobić. Tym bardziej, że moja żona była zodiakalnym Skorpionem.

W tym czasie pełniłem służbę przewodniczącego Zespołu Informacji Publicznej na poziomie intergrupy. Zbliżał się nasz regionalny zlot więc postanowiłem – choć nie bez obaw – zabrać żonę ze sobą. Myślałem, pozna pozytywnych ludzi dostanie trochę energii. I choć sama nie była łatwa w kontaktach wierzyłem, że się uda. Pojechaliśmy. Na zlocie odbywało sie spotkanie przyjaciół AA, na którym z racji pełnionej służby byłem obecny. Był to tez czas zmiany jakiś regulacji prawnych dotyczących ograniczeń w sprzedaży alkoholu. Wśród uczestników spotkania był duchowny, ksiądz.  W swojej wypowiedzi ubolewał, że kościół jako taki duchowy przywódca narodu nie zajął jednoznacznego stanowiska w sprawie tych regulacji prawnych. Powiedział: ”[…] Jeśli trąba brzmi niepewnie, któż będzie się przygotowywał do bitwy? […]” 1Kor 14.8. Nie zwróciłem wtedy na tą wypowiedź specjalnej uwagi. Przecież jako AA nie zajmujemy sie sprzedażą alkoholu, przepisami itp…

Wieczorem w pokoju rozmawialiśmy z żoną. Wiecie, jedna z tych trudnych rozmów na jeszcze trudniejszy temat. W pewnej chwili Kinga przytuliła się do mnie, rozpłakała i powiedziała, że nie walczy, bo boi się przegrać. Byłem bezsilny wobec takiego wyznania. Przypomniałem sobie to, co powiedział ksiądz: ”[…] Jeśli trąba brzmi niepewnie, któż będzie się przygotowywał do bitwy? […]” 1Kor 14.8. Powtórzyłem to zdanie. Udało mi się przy tym niczego nie pokręcić. W jednej chwili wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy się śmiać, pamiętam jak mocno mnie wtedy przycisnęła. Czułem jak bije jej serce. To była jedna z najważniejszych chwil w moim życiu. A to jedno zdanie zmieniło nasz świat. To jedno zdanie dało nam wiarę, nadzieję, ale przede wszystkim siłę. To tego wieczoru ta trąba zagrała najmocniej jak tylko się da. Mimo wielu przeciwności nigdy więcej nie straciła nadziei wiary i siły. Swoją determinacja zadziwiała lekarzy i wszystkich, których napotykała na swojej drodze. Dawała również siłę mi. Nigdy wcześniej nie byliśmy tak blisko. Dzięki niej poznałem znaczenie takich słów jak: miłość, oddanie, służba. Kilka miesięcy przed śmiercią powiedziała mi, że zostając moja żoną wygrała los na loterii. Niech to ktoś przebije….

Więc kiedy pyta mnie ktoś: „Po co mam jechać na zlot?”. Moja odpowiedź jest krótka: Być może Ty powiesz komuś coś, co odmieni jego życie, a być może to Ty usłyszysz coś, co rozwiąże Twoje problemy, a może jedno i drugie. Tak czy inaczej, jeśli Cię tam nie będzie, nie dajesz sobie szansy. Więc zamiast pytać mnie, po co mam jechać na zlot, zapytaj siebie – czy stać Cię na to, żeby Cię tam nie było?

Dziś moja żona nie żyje.  Choroba ją zabrała ale Ona, ale my tej walki nie przegraliśmy. Wiodę całkiem udane życie pełne wiary i nadziei, służę w AA, pracuję zawodowo, wiele spraw musiałem  pozmieniać, a wiele zbudować na nowo. Codziennie stawiam czoło wyzwaniom. Wielu przyjaciół dało mi wyrazy szacunku i uznania za sposób, w jaki to zrobiłem. Patrząc na minioną prawie dekadę mojego życia myślę, że to wszystko było możliwe dlatego, że pewnego wieczora w ciemnym pokoju dla dwojga zalęknionych i wystraszonych ludzi zagrała pewna trąba. Wiem, że ta trąba wciąż gra.

Inne historie:

Menu