Janka „Cebulki” z Lubonia diariusz

Kilka zapisków z obszernego opracowania Janka, który 24 sierpnia będzie świętować 38 rocznicę trzeźwości. A sam ma już 85 lat. To postać bardzo znana nie tylko w regionie „Warta”. Janek P. towarzyszył wielu postaciom wspólnoty i był uczestnikiem historycznych wydarzeń. Będzie na Zlocie w Poznaniu.

***

Pozwólcie, że opiszę krótko historię „Babilonki”. Znałem ją bardzo dobrze, a zanim trafiła do „AA” mieszkała dziesięć lat na dworcu PKP. Co jakiś czas przychodziła do klubu abstynentów przy ul. 3 Maja. Tam koledzy kupowali jej jedzenie, stawiali kawę, obchodzili się z nią z wielkim szacunkiem. Wyjątkowy człowiek, pomimo trudnej sytuacji osobistej zawsze była pogodna, uśmiechnięta i bardzo mądra. Po prostu bardzo ciepły człowiek. Pod wieczór milicja robiła na nią polowanie, aby ją ”zwinąć” z dworca, nawet nie pozwalali, aby tam gdzieś w kącie mogła się trochę zdrzemnąć. Aby uniknąć nękania szła do Groty św. Bernadety i tam, za klęczącą figurą świętej, zwijała się w kłębek i spokojnie nocowała. Tam czuła się bezpieczna, tam nikt jej nie niepokoił. (…)

Jednego razu będąc w klubie mówiła, że przed posterunkiem milicji, obok klubu rośnie tyle tulipanów, więc trzeba coś zrobić. Poszła pościnała całe naręcze kwiatów i idąc przez Plac Wolności, zaniosła do groty i wyścieliła całą posadzkę tulipanami, główkami zwróconymi w stronę figury Matki Boskiej. (…) Po dziesięciu latach bezdomności spotkała człowieka, który miał mieszkanie i dużego Fiata. Wziął ją pod swój dach, żyli i mieszkali razem. Chodziła po Poznaniu jak uśmiechnięta dama, aż miło było patrzeć, a jeszcze zamieniła kilka słów. Kiedyś powiedziała mi: „Wiesz Jasiu, teraz jestem bardzo szczęśliwa, chodzę po Placu Wielkopolskim i widzę dawne koleżanki, jak z zazdrością na mnie patrzą. Ja im mówię – idźcie do AA, tak jak ja. Pamiętam, jak kiedyś cały tydzień chodziłam po Poznaniu w różowej długiej koszuli nocnej. Myślałam, że to jest suknia. A teraz patrz – ciuchy z Peweksu.”

Była w tym czasie postacią znaną w Poznaniu. Ktoś chciał napisać książkę na temat jej życia, ale życzliwi ludzie odradzili jej, bo autor myślał chyba kategoriami zarobienia niezłych pieniędzy, chciał pisać po swojemu, jak jakąś powieść, a ona chciała, aby było pisane tak jak żyła, używając słów, jakich używają ludzie, którzy się kiedyś pogubili. „Babilonka” dała przykład, że można żyć ładnie. Zawsze ją podziwiałem, czerpałem nadzieję, że i ja też mogę żyć ładnie.

***

Po przejściu na emeryturę, miałem dużo czasu na swoją działalność. Jeździłem z posłaniem po całej Polsce i nie tylko. Pisałem w różnych gazetach na temat choroby alkoholowej na moim przykładzie. W międzyczasie dostałem z Urzędu Miasta Luboń trzy prestiżowe nagrody: Siewca Roku, Człowiek Roku Miasta Luboń i medal Zasłużony dla Miasta Luboń. Medal dostałem razem z Wiceprezydentem Miasta Poznań panem Klepką i Burmistrzem Miasta Luboń panem Darkiem Szmytem. Gdy wręczali mi te wyróżnienia wypadało podziękować. Piękna sala LOSiR w Luboniu, ja stoję z bukietem, chyba ponad 20 czerwonych róż, certyfikat do medalu i zacząłem dziękować. Tak pani Maria Matuszewska, psycholog, zwana matką polskiego „AA” powiedziała mi kiedyś: Jasiu bądź anonimowy, ale się nie chowaj, bo jak by to wyglądało, jak bym był schowany gdzieś za kotarą i mówił do Was. Moi kochani mieszkańcy mojego kochanego miasta Luboń. (…) Bardzo przeżywałem, jak koledzy zaproponowali mi, abym powiedział na zakończenie kongresu w Krakowie świadectwo w Katedrze Wawelskiej. Boże, Kraków to rodzinne miasto mojego ojca i tu mówić o sobie w Katedrze Wawelskiej. Ale w „AA” to nie tylko brać, ale i dawać. No więc Jasiu dostałeś nadzieję, nie pijesz już jakiś czas i trzeba dawać wszędzie, gdzie jest taka potrzeba np. w małym kościółku w Pamiątkowie, gdzie przy ołtarzu było miejsce dla mnie i księdza, ministranci stali w wąskim korytarzu i w Katedrze Wawelskiej przeżycie nie do opisania. Obok mnie dużo księży, kilku biskupów, a po przeciwnej stronie pusty tron. Na tym tronie miał przywilej siedzieć późniejszy kardynał Macharski. W tym czasie bp Macharski był poza granicami kraju i z tego powodu tron stał pusty, nikt tu z obecnych nie mógł dostąpić tego przywileju, takie prawo kanoniczne. Mówiąc z wielkim wzruszeniem o moim upadku, wodziłem oczyma po wypełnionej katedrze po brzegi. (…) Po skończonym nabożeństwie, wyszliśmy na dziedziniec i złapaliśmy się za ręce, oplatając cały dziedziniec, gdzie kiedyś podjeżdżały karoce królewskie i ci, którzy wydawałoby się, że są poza marginesem stoją dumnie.

***

Nie umiem sobie wyobrazić dalszego życia bez „AA, bez mitingów, bez wspaniałych przyjaźni. To jest moja pasja. Znalazłem swoje miejsce na ziemi i nie chcę z tego zrezygnować. Na zakończenie chcę wszystkich pozdrowić, tych z którymi trzymałem się za ręce na mitingu, tych z którymi jeździłem po kraju, tych, którzy byli ze mną w różnych kościołach, szkołach, gdzie mówiłem swoje świadectwo, a szczególnie pozdrawiam tych, którzy przyznali się, że mają problem i mają wolę, aby przestać pić i są na początku drogi ku trzeźwości

Jasiu „Cebulka” z Lubonia