Po co jechać na zlot?

Wystarczy być

Swoją przygodę z AA rozpocząłem w końcówce lat osiemdziesiątych. Przez kilka początkowych lat uczęszczałem na mityngi  kilku grup w Warszawie. Mimo że uczęszczałem na trzy czy cztery grupy, to obracałem się w towarzystwie ok. 20 – 30 osób.

W tym małym światku było mi cieplutko i puchato. Jednak nie zawsze zaspokajało to moich potrzeb wynikających z procesu trzeźwienia – wiem to dzisiaj. W tamtym czasie moja wyobraźnia dalej nie sięgała, nie wiedziałem, czego mi potrzeba.

Do czasu. W roku 1995 koledzy zabrali mnie na wycieczkę do Gdańska-Oliwy. Piszę wycieczka, bo dokładnie mi nie wyjaśniano tylko powiedzieli krótko: masz jechać, bo to ci się przyda. No cóż, mówili to ludzie, którym się w życiu codziennym powodziło przyzwoicie, a niektórych znałem z lat młodzieńczych. I tak znalazłem się w „Hali Oliwia” wśród kilkuset osób i wszyscy mówili o sobie: „jestem alkoholikiem”. I ogarnął mnie strach, i wątpliwości. Jak ci ludzie się tu znaleźli, kto ich tu przywiózł?

Po paru chwilach okazało się, że jestem wśród podobnych jak ja. Każdy przyjechał na własny koszt, w większej lub mniejszej grupie, z najdalszych zakątków Polski. To spotkanie to był zlot radości połączony z Konferencją Służby Krajowej. Tak to się onegdaj odbywało. Nie wszystko rozumiałem z tych zawiłości organizacyjnych. Co to jest „siódemka”, region, intergrupa, powiernik, itp. Ale nie przeszkadzało mi to słuchać tych ze sceny i w kuluarach. Język i sposób, w jakim mówili do mnie, rozbrajały moją zbroję emocjonalną .

Poznałem ludzi, z którymi się spotykam i potykam na niwie AA do teraz. Służą mi wsparciem. W drodze powrotnej w przedziale kolejowym jechaliśmy w towarzystwie gościa naszej konferencji, który siedział obok mnie, a przyjechał z Belgii i jedno jego zdanie mnie sparaliżowało. Powiedział, że jest trzeźwy od 35 lat. Ja go szczypię w udo i okazuje się, że to żywy koleś. Czytać o takim indywiduum  to jedno, ale czuć jego oddech na ramieniu, to przeżycie wysokich lotów. Tak to odbierałem.

Jeżeli do tamtej pory miewałem jakieś chwile zwątpienia: czy jestem na dobrej drodze rozwoju swojego żywota, to po powrocie do domu miałem pewność. Pewien byłem, że z tymi ludźmi mogę tylko wygrać. We wszystko, w co będę grał – jeżeli będzie to gra w ramach dyscypliny sportu – która się nazywa „zdrowe trzeźwe życie’. Ilość energii i motywacji, jakie otrzymałem w trakcie tych dwóch dni jest nie do zmierzenia. Od tej pory odwiedziłem ok. 20 tego typu zlotów w Polsce i na świecie. Póki sił i możliwości starczy, będę tak organizował swoje życie, aby móc czerpać siłę z takich spotkań. Zapraszam na zloty AA. Obiecuję radość, szczerość i mnóstwo nowych numerów „telefonów alarmowych” na przyszłość. Pamiętaj – obecność na takich spotkaniach to dawanie przykładu, świadectwa, to niesienie posłania. Tą powinność mam ciągle w sercu i umyśle.

Pozdrawiam.

Witek K.

Inne historie:

Menu